wtorek, 17 lutego 2009

Złamany palec

Zaraz na początku mojej "kariery" na Izbie Przyjęć trafiła się mi sytuacja, której chyba nigdy nie zapomnę. Zawiozłam na rtg młodego chłopaka, który grał w koszykówkę i doznał urazu ręki. Był trochę przestraszony, że to coś poważnego i że nie będzie mógł jutro iść do pracy. Po prześwietleniu, czekając na płytkę zostałam chwilę w pracowni, gdzie pani techniczka obrabiała zdjęcie. Przy okazji chciałam "błysnąć" swoją świeżo nabytą wiedzą. Zdjęcie oczywiście zobaczyłam i dojrzałam tam złamanego palca (dzisiaj się zastanawiam gdzie ja oczy wtedy miałam ;)). Wyszłam z triumfalnym uśmiechem, zadowolona, że będę mogła odpowiedzieć na ewentualne pytania pacjenta. Powiedziałam mu, że na prześwietleniu bardzo dobrze widać złamany palec, że dostanie pewnie gips na 3-4 tygodnie... Słowem nastraszyłam go jeszcze bardziej.
Pół godziny później chłopak wyszedł od nas bardzo zadowolony. Złamany palec okazał się tylko stłuczeniem (albo czymś równie mało istotnym bo nie pamiętam dokładnie).
Teraz nie odpowiadam już na pytania pacjentów, co wyszło w badaniach, czy to dobrze, czy źle, jaka diagnoza itp. Zawsze powtarzam, że od tego jest lekarz.
To jedno (na szczęście drobne i bez żadnych konsekwencji) zdarzenie nauczyło mnie, że nie należy być zbyt pewnym siebie, nie starać się być najmądrzejszym i podchodzić do wszystkiego z odrobiną pokory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz